Miało być szmaragdowo i asymetrycznie, a wyszło... Hmm..
Zamówiony przez internet materiał w rzeczywistości okazał się nieco jaśniejszy, w dodatku powinnam być może wykazać nieco więcej pokory (w odniesieniu do moich nie-umiejętności) oraz więcej krytycyzmu (co do kroju spódnic pasujących do mojej sylwetki). Ale co tam.
Szmaragdowy zawsze bardzo mi się podobał, zwiewny szyfon również, nigdy też nie mogłam znaleźć odpowiednio długich spódnic. Dobrym pomysłem więc wydawało się uszycie sobie jakiejś. Efekt końcowy mocno ostudził mój zapał, wiele jeszcze muszę się nauczyć, szczególnie że szyfon jest trudnym materiałem, a moja baaaaardzo stara maszyna do szycia nie zna przydatnych sztuczek typu overlock. Zabawa za to była przednia :) No i spódnica jest na tyle długa, że jej tył nawet przy wysokich obcasach plącze się tuż przy ziemi.
Najwięcej czasu zajęło mi oczywiście planowanie. Szukałam, szperałam, próbowałam rozgryźć, jak się za to zabrać. Znakomita większość tego typu spódnic, jakie oglądałam w sklepach, uszyta została poprzez przymarszczenie odpowiednio szerokiego prostokąta - w ten sposób powstawały dodatkowe centymetry tam, gdzie ja mam ich i tak w nadmiarze. W końcu przypadkiem trafiłam na wykrój dotyczący sukienki, udało mi się go jednak zaadaptować na moje potrzeby - chodziło o samą koncepcję, jak ułożyć i ciąć materiał, aby osiągnąć określony efekt.
Wygląda banalnie, czyż nie?
Materiał o szerokości 150 cm (długość dowolna, ja miałam 2 metry bieżące i trochę mi jeszcze zostało) składamy na pół i rysujemy na nim połówkę przodu i połówkę tyłu spódnicy (górna lewa część szkicu). Po wycięciu i zszyciu wyjdzie nam coś takiego, jak narysowałam na górnej prawej stronie szkicu. Rysunki są koszmarne, ale to oryginalna, robocza wersja, kiedy się jeszcze zastanawiałam. Linia zgięcia materiału to ta, przy której narysowałam cyfry, dzięki temu szwy są tylko po bokach. Długość i szerokość - wg uznania. Najlepiej wziąć kartkę papieru, centymetr i samemu trochę popróbować :)
Ważne! Te boki, które zaznaczyłam na czerwono, muszą być równej długości - to one są później ze sobą zszywane.
(czemu służył ten szkic na dole - nie mam pojęcia...)
Równe złożenie materiału na pół, żeby nie było zagięć, żeby nie naciągnąć w żadną stronę. Narysować linie kredą albo mydełkiem krawieckim. Dobrze jest przy tym wspomagać się szpilkami, żeby przy cięciu szyfon się nie przesuwał. Ostre nożyczki. I sporo cierpliwości.
Wszycie zamka, podszewki i paska to już zupełnie inna historia ;) Opowiadać nie będę, bo nie ma się czym chwalić. Będę jeszcze myśleć nad jakimś prostszym rozwiązaniem...
Podsumowując - projekt niezbyt udany, ale zawsze to jakieś doświadczenie. Musiałam spróbować :) A spódnicę będę pewno jeszcze przerabiać, może coś jeszcze z niej uratuję? Jest cudownie zwiewna, być może gdybym wymyśliła, jak sprytnie dobrać do niej górę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz