Przymierzałam się od dłuższego czasu, w końcu zabrałam się do roboty: spódnica kupiona za grosze na Allegro i żółty barwnik. Poczytałam sobie o domowych sposobach farbowania, w końcu wybrałam wersję najprostszą - bez długiego gotowania (materiał moczyłam w gorącej wodzie może z 5 min?), bez soli i bez płukania w occie. Efekt? Lepszy niż się spodziewałam :)
I wanted to try it for a long time, finally I got to work: the skirt was bought for pennies, yellow dye. I read about different ways of dyeing, in the end I chose the simplest version - without the long cooking (maybe 5 min), no salt and no rinse in vinegar. Effect? Better than I expected :)
I wanted to try it for a long time, finally I got to work: the skirt was bought for pennies, yellow dye. I read about different ways of dyeing, in the end I chose the simplest version - without the long cooking (maybe 5 min), no salt and no rinse in vinegar. Effect? Better than I expected :)
Zainspirowały mnie te zdjęcia (więcej można wyszukać na Google/Pinterest pod hasłem "dipped ombre"):
Źródło |
Źródło |
Źródło |
Źródło |
Najtrudniejsze okazało się... Wybranie koloru :):):) Ostatecznie stanęło na żółtym (i niebieskim - dla sukienki, którą pokażę wkrótce). Marzy mi się jednak sukienka maxi "umaczana" w żywej czerwieni - ojej, chyba uszyję sobie coś w tym właśnie celu :) Niech tylko znajdę odpowiedni materiał - zwiewny, lejący się, ale z naturalnych włókien...
Na początek raz jeszcze wyprałam spódnicę. W emaliowanym garnku (co ja się naszukałam takiego po sklepach!!!) zagotowałam wodę. Garnek jest mały, wody nalałam też nie za wiele. w międzyczasie wzięłam się za drylowanie wiśni na koktajl ;)
Gdy woda zawrzała, rozpuściłam barwnik, dokładnie wymieszałam i zanurzyłam dół (ciągle wilgotnej) spódnicy. Raz głębiej, to znów płycej, starałam się, by kolor był stopniowany. Cierpliwości wystarczyło mi na jakieś 5 minut.
Kilkakrotnie wypłukałam materiał w ziemnej wodzie (przydało się emaliowane wiadro z jakichś pradawnych czasów). Pozostało wysuszyć i wyprasować :)
Zaskoczyło mnie, jak intensywny kolor wyszedł :) Myślę, że to dzięki wsypaniu całego opakowania do stosunkowo niewielkiej ilości wody (plus niewielka ilość materiału do farbowania). Spódnica jest z 50 % bawełny oraz 50 % wiskozy i to też ma duże znaczenie. Jedyne, co bym chciała poprawić (następnym razem) to łagodniejsze przejście, taka "nierówna", rozmyta granica.
Dodam jeszcze, że drylowanie 30 dkg wiśni i sprzątanie po tym trwało dłużej niż farbowanie ;) Za to koktajl wyszedł pyszny, z mlekiem i kakao. Myślę, że z kawą byłby nawet lepszy, ale tej staram się tymczasowo unikać. A co do wiśni z mlekiem, hmm... Mój żołądek jest odporny na takie dziwaczne połączenia.
Dodam jeszcze, że drylowanie 30 dkg wiśni i sprzątanie po tym trwało dłużej niż farbowanie ;) Za to koktajl wyszedł pyszny, z mlekiem i kakao. Myślę, że z kawą byłby nawet lepszy, ale tej staram się tymczasowo unikać. A co do wiśni z mlekiem, hmm... Mój żołądek jest odporny na takie dziwaczne połączenia.
Mamy takie same marzenia :) Też marzę o sukience maxi z intensywnym dołem, ale w kolorze różowym :)W sumie żółty też świetny kolor.
OdpowiedzUsuńTo do dzieła :)
UsuńMi latem podobają się chyba wszystkie intensywne, żywe kolory. Takie wesołe, dodające energii :) Problemem jest jedynie zdecydowanie się na jeden - kiedy w szafie brak już miejsca (nawet pomimo wiosennej selekcji) :)
Kolor śliczny, bardzo żywy, pełnia lata ;) jestem ciekawa ile sprzątania jest po takim farbowaniu :)
OdpowiedzUsuńNiewiele, Anetko, prawie wcale :) Bardziej wiśniami nabrudziłam :)
Usuń