Człowiek ma sporo obowiązków. A kiedy czasem uda mu się je wszystkie wypełnić, spędzić trochę czasu z bliskimi i coś jeszcze z tych wolnych chwil zostanie... Ostatnio coraz częściej, zamiast usiąść do maszyny, schodzę do piwnicy, gdzie stworzyliśmy sobie mały warsztat. Nie ma to jak relaks z wyrzynarką czy wkrętarką w dłoni :)
Potrzeba tworzenia ogromna, a podobnie jak radość z tego procesu, nawet jeżeli powstałe "dzieła" nie mają żadnej wartości artystycznej i cieszą wyłącznie mnie :) Tym razem garść obrazków, może kogoś zainspirują :)
Czasem to będzie coś prostego, jak pomalowanie kupionej skrzyneczki:
Czasem zmajstrowanie wypełnionej gałęziami ramki, co to za ozdobę wiatrołapu robi:
W ciągu minionych miesięcy popełniłam też taką ramkę na sukulenty, które kolekcjonuje mój syn:
I podstawkę pod tablet/telefon (teraz mam już na koncie nawet dwie). Prosta, nic łatwiejszego, ale musiałam się nauczyć cierpliwości w obsługiwaniu wyrzynarki. A do zbyt cierpliwych to ja nie należę...
Zrobiłam nawet (sama!! sama od początku do końca!!) dwie proste szafki nocne i stojak na kwiatka:
Tu przy okazji po raz pierwszy testowałam mieszanie akryli (a kto powiedział, że można tylko na płótnie??):
Szafki zrobione są w dużej mierze z tego, co już miałam w piwnicy, właściwie tylko blaty dokupiłam - akurat trafiła mi się "wyprzedażowa" porcja pięknego, drewnianego parapetu. No to szybciutko ją zgarnęłam do koszyka...
Z tych blatów jestem bardzo dumna. Barwiłam je trzema różnymi kolorami bejcy (ok, przyznaję się, zostały mi resztki z innych projektów, każdej za mało na całość, ale efekt końcowy jest ciekawy), całość zaolejowałam. Drewno jest nadal... drewniane w dotyku. Tak jak lubię.
Och, tu widać, jak krzywa noga wyszła...
Machnęłam nawet regał mężowi do domowego biura. Ogromniasty :) Ale go nie pokażę, gdyż deski schnąc (kupiłam je w tartaku, bardzo surowe) się pokrzywiły i to, co udało mi się skręcić, jest jak najbardziej funkcjonalne, ale mało fotogeniczne :)
Kiedyś z rozpędu zaczęłam malować gliniane doniczki. Pomalowałam ich już więcej, na najróżniejsze kolory, ale w międzyczasie rozdałam, zanim zdążyłam zrobić zdjęcie. Ta akurat malowana była farbą akrylową (biała) + kazeinową (niebieska), potem pociągnięta lakierem akrylowym.
Dekorację na oknie kuchennym zmieniam co kilka miesięcy. Ostatnio były to kwiatki (głównie w słoiczkach - do ukorzenienia się) na takich niby makramowych uchwytach...
Mały stoliczek na taras. Kształt trochę dziwny, ale starałam się wykorzystać fragmenty palety.
Sam taras - taki nieduży, oparty o ścianę garażu - to jeszcze jeden powód, dla którego z niecierpliwością wypatruję cieplejszej pory roku. Miniony sezon był pierwszym, kiedy z niego korzystaliśmy, a ja mam już masę pomysłów, co tam pozmieniać, co dostawić... A przede wszystkim znów chciałabym na nim posiedzieć :)
Poduchy/materace leżące na paletach szyłam sama. Palety... Oj, trochę się przy nich namęczyłam. Niby nic takiego, wyszlifować i zaolejować, ale trafiły nam się wyjątkowo solidne sztuki, twarde i ciężkie. I brudne, bo długo stały na zewnątrz. Rok temu na wiosnę spędziłam przy nich ładnych parę godzin. Warto jednak było.
Takie niskie legowiska sprawdzają się w naszym przypadku lepiej niż fotele i pełnowymiarowy stół. Moskitiera, którą kupiłam bez przekonania, okazała się całkiem funkcjonalna - jak się ją dobrze ułoży, nawet dwie osoby mogą się pod nią schować przed całym tym latającym tałatajstwem.
No no, nowe talenta się u Ciebie objawiły. Podziwiam umiejętność oswojenia urządzeń technicznych, bo ja upośledzona technicznie jestem totalnie.
OdpowiedzUsuńMakramy mnie kuszą i nawet mam miejsce na taką kwiatową wiszącą ścianę tylko... zawsze jest coś pilniejszego i ważniejszego.
Heh, pochodzę z rodziny inżynierów. Można powiedzieć, że "techniczne" podejście wyniosłam z domu. Ale tak serio - to moim zdaniem chodzi bardziej o radość tworzenia czegoś, próbowania nowych rzeczy. Jeden ma zapęd do robienia na drutach, drugi do piłowania drewna ;) Liczy się tylko to, żeby działanie przynosiło satysfakcję :)
Usuń