Uwielbiam kolory (być może ma to związek z fotografią i faktem, że zdecydowanie bardziej wolę zdjęcia pełne kolorów niż chociażby czarno-białe). Jeśli chodzi o ich nazywanie, to mam raczej "męskie" podejście. Bo niebieski to niebieski, tyle że o różnych odcieniach. Kiedyś o takim mówiło się chyba chabrowy, dziś modne jest inne określenie - kobaltowy (w czym ono lepiej brzmi? kto sprawdzał, jak wygląda ruda kobaltu??). Na podobnej zresztą zasadzie stary dobry bordowy stał się szlachetnym burgundem, a blada, chłodna zieleń - miętowym. Owszem, doceniam barwne opisy i bogactwo języka, bawi mnie jednak ukryty pod tym marketing.
Ale wracając do sukienki...
Wypatrzyłam ją na allegro, spodobała mi się przede wszystkim jej długość. Na zdjęciach... wyglądała zupełnie inaczej, ładnie rozłożona wzbudziła zainteresowanie. Gdy otrzymałam przesyłkę i przymierzyłam sukienkę - mój entuzjazm zdecydowanie opadł. Nadawała się raczej na jakąś ucztę rzymską czy do sesji w greckich ruinach :) (nie, żebym nie lubiła takich przebieranek). Biała lamówka, choć ładnie kontrastowa, mnie drażniła, a szerokie rękawy dodawały objętości tam, gdzie zdecydowanie nie była mi ona potrzebna.
Najpierw próbowałam ją zwęzić, ale to nie pomagało. Pierwsze ofiarą nożyczek padły rękawy. Potem pogłębiłam dekolt, aby trochę zrównoważyć jej długość (ha, poza tym lubię głębokie dekolty). Krój góry sprawił, że materiał się za bardzo poluzował, musiałam nadać kształt dekolty obszywając go gumką. Zastanawiałam się jeszcze nad jakimś jego wykończeniem, lecz póki co nie znalazłam w pasmanterii nic pasującego.
Pozostała kwestia pasa - gdzie materiał był po prostu ściągnięty gumką. Oglądałam, poprawiałam, w końcu gumkę odprułam, rozprasowałam zagniecenia. To jeszcze nie było to... Ostatecznie doszyłam gumkę pod biustem (przez co sukienka z przodu jest minimalnie krótsza). Zastanawiam się jeszcze nad doszyciem jakichś troczków z tyłu, dla równowagi - ta gumka ściąga nieco materiał.
I efekt - jest taki :)
Materiał to coś w rodzaju poliestru, ale takiego, jak były szyte ciuchy w latach 80-tych. Zwiewny, ale niezbyt cienki, miękko się układa, nie gniecie się przy każdej okazji. Jeśli chodzi o mnie - sukienka nadaje się do noszenia na co dzień.
Mam tylko problem z dodatkami do niej. Bo z takim odcieniem? Całkiem biały wydaje się zbyt jaskrawy, na razie więc zdecydowałam się na takie kremowe korale i kolczyki. Ale poza tym? Złote? Srebrne? Czarne? Muszę poeksperymentować, ale ostrożnie :)
Ostatnie zdjęcia są nieco nieostre. Korzystałam z pomocy innego fotografa ;) Mój aparat jest dość ciężki i małe łapki odrobinę drżały. Ale za to jak mną dyrygował! Teraz w tą stronę... Odwróć się, mama... Było uciechy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz