Nie lubi zimy. Jestem zmarzluch. Nawet, jeśli czasem zdarzy się śnieg, który - przyznaję - wygląda czasem dość malowniczo, to i tak nie lubię tej pory roku. Jest zimno, jest szaro, jest (zwykle) ciemno, ciągnie się to to bez końca. Wspominałam już, że jest zimno? Zwykle gdzieś na początku stycznia zaczynam wypatrywać wiosny. Mam dosyć grubych swetrów, grubych kurtek, brakuje mi kolorów...
Zrobiłam sobie wiosenną dekorację - z włóczkowych pomponów. Jedna na wiklinowym kole, które od dawna plątało mi się po szafkach (kupione na zasadzie - ale tanio, na pewno kiedyś się przyda), wisi obok naszego rodzinnego centrum dowodzenia. Terminarz, tablica korkowa i takie tam. Druga, na gałęzi, wisi na kuchennym oknie (gałąź pojawiła się tam na początku grudnia, kiedy to przybrałam ją cotton balls i suszonymi plasterkami pomarańczy; pomarańcze zdjęłam, lampki zostały). Włóczkę kupiłam na Allegro, jako resztki, małe kłębuszki sprzedawane na wagę.
Trochę to trwało, nie wszystkie kulki są idealne, ale co tam. Wiszą sobie te moje pompony już od początku lutego i ilekroć na nie spojrzę, zaraz poprawia mi się humor :)
A teraz wreszcie zaczęło robić się cieplej, pączki na drzewach powoli pęcznieją, pierwsze kwiatki wygrzebują się z ziemi i już, już... zacieram ręce z radości (ale trochę też, aby je jednak rozgrzać).
Rewelacja. Nie wiem co bardziej mi się podoba - wianek czy gałązka. Jeśli chodzi o pompony, to mnie korci, żeby zrobić sobie z nich dywanik. Zaczęłam nawet produkcję pomponów, tylko... ten brak czasu...
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńZ początku produkcja pomponików szła mi bardzo powoli... Potem jednak przyniosłam sobie koszyk z włóczkami i to ustrojstwo do nawijania do kuchni - i tak czekając na zagotowanie się wody na herbatę czy przy gotowaniu obiadu - tu pomponik, tam pomponik... I jakoś uzbierało się ich całkiem sporo. Ale z dywanikiem to chyba pomyślałabym o jakiejś produkcji taśmowej - tak np. z nawijaniem na krzesło.