Wiem, że to mało oryginalne, czerwień na grudniowe Święta, od dawna jednak marzyła mi się taka właśnie sukienka. W tym roku w końcu ją sobie uszyłam (zdążyłam tylko dlatego, że zaczęłam pod koniec października). Przy okazji wyposażyłam najbliższych w elementy ubioru z tego samego materiału - z 3 metrów kuponu wystarczyło materiału na moją sukienkę, tunikę dla Młodej oraz muszki dla Młodego i Męża.
Sukienkę poskładałam z góry wg mojego wykroju bazowego (tutaj) oraz z dołu z mocno, mocno przymarszczonych klinów. Jest jej dużo, nie jest oklapła i pięknie się układa :) Sukienka zapinana jest z boku na zamek. Dekolt wycięłam najpierw niewielki, pod samą szyją, a następnie pomalutku go poszerzałam, mierząc raz za razem, aż wreszcie uznałam, że efekt mi odpowiada.
Gdyby kogoś interesowało, jak mocno przymarszczyłam: na zdjęciu poniżej widać, jak wycinałam spódnicę - wykrój to wycinek koła, pochodzi z jakiejś innej spódnicy (odpowiadał mi, bo sięgał na prawie całą szerokość materiału i nie musiałam już sama rysować tych łuków). Wycięłam trzy takie kliny, każdy z podwójnie złożonego materiału. Ich łączny obwód wyniósł ok. 2,5-krotność mojego obwodu talii.
Materiał był dość ciężki, lejący się, lekko elastyczny. Nie lubię, gdy przy samej podszewce spódnica klei mi się do nóg, od początku więc wiedziałam, że będę korzystać z halki. Mam kilka gotowych półhalek, różnej długość i różnej objętości, np. czarna, którą pokazywałam tutaj, pasowałaby. Obawiałam się jednak tego, jak tak mocno lejący się materiał będzie układał się na sztywnym tiulu, nie chciałam też przesadnie napuszonej spódnicy.
W końcu sięgnęłam po zalegającą od dawna w szafie czerwoną podszewkę. Wycięłam z niej klin (górny obwód nieco szerszy niż moja talia, ale nieznacznie - wystarczyło minimalne przymarszczenie - w tym miejscu nie chciałam już sukienki poszerzać; na zdjęciu widać ten klin złożony na pół), a do niego dwie falbany - dłuższą i krótszą. Tej krótszej jeszcze więcej, trzy szerokości kuponu, musiałam ją mocniej przymarszczyć. Jej zadaniem jest unosić górną falbanę, przymarszczoną z dwóch szerokości kuponu. Dla ułatwienia, na materiale zaznaczyłam nie tylko linie naszycia, ale i równe odcinki, aby łatwiej było przymarszczyć. Jeżeli kogoś interesują dokładniejsze wyjaśnienia, proszę napisać - postaram się to lepiej pokazać.
(mój aparat nie jest w stanie prawidłowo oddać czerwieni przy lampie błyskowej; kolor sukienki realistycznie wyszedł na zdjęciach robionych na zewnątrz)
Góra sukienki odszyta jest elastyczną podszewką (taką cieniutką dzianiną, właściwie siateczką czy tiulem). Zwykle, gdy doszywam podszewkę w talii (aby ją unieruchomić), szyję albo ręcznie od środka albo maszynowo równo po szwie, tak, aby nie było nic widać. Tym razem zdecydowałam się jednak przesunąć szew wyżej - doszyłam przy okazji zapasy szwów spódnicy (i podszewki spódnicy) do góry. Chciałam wzmocnić ten szew, aby przyciężka spódnica się nie odpruła, a przy okazji trochę go spłaszczyć.
Wąsko podwinięty dół spódnicy. |
Na początek okazało się, że za nisko wszyłam spódnicę - efekt na pierwszym zdjęciu poniżej. Niby miałam to pomierzone, pooznaczane, a jednak za każdym razem wychodzi mi trochę inaczej. Spódnica jeszcze bez halki smętnie wisi. Na zdjęciu po prawej - już poprawiona i wszyta wyżej, nadal bez halki.
A tak to wygląda ostatecznie, z halką:
Ta długość jest dla mnie pewnym eksperymentem. Zwykle szyję albo dłuższe (do samej ziemi) albo krótsze, przed kolano. Nie jestem jeszcze pewna, czy spódnica sięgająca za kolano mi odpowiada. Jest w tym posmak retro, ale... ale... Muszę trochę w niej pochodzić, by wyrobić sobie zdanie ;)
Dla Młodej planowałam uszyć sukienkę. Ale jakoś tak sobie to źle pomierzyłam, że wyszła mi raczej tunika. I po przemyśleniu stwierdzam, iż takie rozwiązanie nawet bardziej mi się podoba.
Góra wykrojona na bazie innej sukienki (takiej kupionej, nie Burdowej), odszyta podszewką i zapinana z tyłu na guziki. Dół to dwa wycinki koła, przymarszczone. Ponieważ szwy wyszły po bokach, a nie chciałam rozcinać całkiem tyłu, do celów zapięcia zrobiłam tylko małe nacięcie. Halka dołu (a jakże!) uszyta inaczej niż w mojej sukience, z dwóch przymarszczanych warstw/pasów zszytych ze sobą. Kwiatek z tego samego materiału jest na agrafce, można go odpiąć.
Góra wykrojona na bazie innej sukienki (takiej kupionej, nie Burdowej), odszyta podszewką i zapinana z tyłu na guziki. Dół to dwa wycinki koła, przymarszczone. Ponieważ szwy wyszły po bokach, a nie chciałam rozcinać całkiem tyłu, do celów zapięcia zrobiłam tylko małe nacięcie. Halka dołu (a jakże!) uszyta inaczej niż w mojej sukience, z dwóch przymarszczanych warstw/pasów zszytych ze sobą. Kwiatek z tego samego materiału jest na agrafce, można go odpiąć.
I muszki :) Puchate, bo "wypełnione" w środku filcem. Zapinane z tyłu na rzep.
Ha, to dopiero będzie świąteczny pokaz :)
Nie wiem, czy będę miała jeszcze okazję tu zajrzeć, więc wszystkim, którzy doczytali do końca, życzę z okazji nadchodzących Świąt pogodnych chwil spędzonych w gronie najbliższych, czasu na odpoczynek oraz na refleksję, zdrowia i wiele radości!!!
Ja bym zostawiła taką długość. Sukienka jest bardzo fajna i efektowna. Ps. Wesołych Świąt :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńPrzetestowawszy sukienkę - w jej przypadku długość może być (jest jej tak... dużo :)). Nie przesądzam jednak sprawy na przyszłość :)
Piękna sukienka, wygląda świetnie, taka bardzo w moim stylu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń