Jakoś tak wciąż nie mogę się z niczym wyrobić (może nie wszystko powinnam zwalać na zaległe sprawy - winę ponosi również pourlopowe rozleniwienie?). Udało mi się choć trochę ograniczyć liczbę zdjęć, na tyle, bym mogła z nich wybrać kilka sensownych ;) Tak, lubię zdjęcia, nigdy nie potrafiłam się z nimi ograniczać.
Sukienkę kupiłam już jakiś czas temu. Najpierw długo leżała na dnie szafy, nie wiedziałam, z której strony ją ugryźć. Czerwień uwielbiam, sukienka okazała się jednak trochę za ciasna (jak zwykle w biuście) i trochę za krótka. Tak bywa, ryzyko wkalkulowane.
W końcu wycięłam głębszy dekolt z przodu i na plecach, dzięki czemu mogłam odrobinę odetchnąć. Co prawda materiał teraz łatwo zsuwa się z ramion, a stanik pod nią się już nie mieści (mąż nie narzekał), na bal jednak w niej nie idę.
Długością przestałam się przejmować. Doszywana falbana wyglądałaby kiepsko, mogę ewentualnie udawać, że dłuższa halka stanowi całość...
Co tam, chodziło o dobrą zabawę :)
Żałowałam jedynie, że tamtego dnia nie mogłam sobie pozwolić, aby się cała zanurzyć czy na przykład położyć, byłoby ciekawiej.
Przy okazji przekonałam się, iż kobiety dawniej - kiedy skazane były na długie suknie z licznymi halkami, miały marne szanse samodzielnie wydostać się z wody. Ja miałam pod sukienką tylko jedną dodatkową warstwę i szybko ją zdjęłam, kiedy tylko weszłam do morza - i bez halki materiał lepił się do nóg, znacząco utrudniał poruszanie się (kamieniste dno nie pomagało).
I jeszcze na koniec - prasowanie falbanek na rękawach to mordęga bez końca... Miałam ogromną ochotę złapać za nożyczki :)
Jedno słowo: zachwyt :) a do falbanek polecam parownicę, mordęga zniknie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńChyba jednak wolę unikać falbanek. Wyglądają uroczo, ale na kimś drobniejszym niż ja...
Bardzo urokliwe zdjęcia:) A falbana pod suknią jest wspaniała, dla mnie to w niej tkwi urok tej sukni :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń